Kogo zapraszasz do swojej studni

Do czyjej studni wskakujesz?

Niedawno słuchałam wykładu amerykańskiego psychologa Johna Townsend’a.

Opowiadał on o sytuacji, w której się znalazł podczas rodzinnego zjazdu.

Młoda dziewczyna z jego rodziny poprosiła go o interwencję w sprawie relacji ze swoją mamą. Niezbyt chętnie chciał się do tego zabrać. Były to przecież jego urlop. Jednak po krótkiej rozmowie dał się przekonać.

Dziewczyna ta była w dość niekomfortowym położeniu, miała problem na studiach, zerwała z chłopakiem i przeżywała kryzys wiary.

 Jej mama powtarzała jej „hej dasz sobie radę, jesteś chrześcijanką, jesteś bystra i ładna, poczuj się lepiej.

 Troskliwa rada mamy nie pomagała, więc dziewczyna unikała jej towarzystwa.

Gdy John poszedł do mamy i powiedział, że jej córka ma kłopoty, ta zareagowała w taki sposób

  • „ Wiem, napraw ją, żeby mogła poczuć prawdy o sobie, które ją przemienią.”
  • „Tak dobry to nie jestem” odpowiedział John.

Kobieta zupełnie nie rozumiała w czy tkwił problem.

 Wtedy John przedstawił jej pewną ilustrację, która w świetny sposób obrazuje to o czym dziś chciałabym Wam opowiedzieć.

John opowiedział jej historię:

 Wyobraź sobie, że przez splot niefortunnych wydarzeń Twoja córka wpadła do głębokiej studni. Siedzi na jej dnie, jest obolała, przerażona, nie widzi drogi wyjścia. Ciemno, zimno. Ty natomiast stoisz nad studnią i wołasz do niej: kochana jesteś naprawdę bystra, jesteś ładna, dasz sobie radę nie poddawaj się, wyłaź!”

 W przeciwieństwie do twojego męża, który wskakuje to studni, mówi „jest tu ciemno, zimno, źle, ale jestem przy Tobie, aż będziesz gotowa wyjść.”

 Na ile taki komunikat może pomóc dziewczynie siedzącej na dnie studni?

Może nie warto użalać się nad osobą, która przezywa dół tylko zmobilizować do ogarnięcia się?

Tylko, że nie chodzi tu o użalanie się nad kimś ani o ogarnięcie się, ale o uznanie przezywanych emocji.

Gdy jest nam ciężko najpierw potrzebujemy empatii, potem prawdy.

W książce, którą cenię bardziej niż wszystkie inne jest napisane Niech Was nie opuszcza łaska i prawda, zawiąż je wokół szyi wypisz na tablicy swojego serca, wtedy zyskasz uznanie w oczach Boga i ludzi.

Najpierw łaska, troska, empatia, potem prawda, najpierw współodczuwanie z drugim człowiekiem, potem dobre rady.

Zapamiętaj to sobie choćbyś był na śmierć przekonany, że posiadasz prawdę objawioną. Być może twoje rady wcale nie będą potrzebne. Często nawet w największym dole znamy drogę na górę, ale nie jesteśmy gotowi na wspinaczkę. Bycie tam na dole też jest dobre i ważne dla naszego dobra, dla naszego rozwoju, dla doświadczenia całej pełni życia z jego wzlotami i upadkami. Najważniejsze jest, aby nie być z tym samemu.

Kogo zaprosisz do swojej studni?

Udostępnij!

Share on facebook
Share on google
Share on twitter
Share on linkedin
Share on pinterest
Share on print
Share on email